2011: Warszawa - Lwów - Zadwórze (polskie Termopile) - Olesko - Podkamień - Podhorce - Poczajów - Lwów - Drohobycz - Truskawiec - Mukaczewo - Lwów - Warszawa
Wróciłem w jednym kawałku :)
Środa 24.08
Po południu biorę z garażu moto. Niebo ciemne, zdążę. Nie zdążyłem.
13 km i cały mokry. Suszenie suszarką butów i spodni przerywa dudnienie
za oknem. To Andrzej z WRS Brotherhood z Płocka. Gadanie do późna.
Czwartek 25.08
Startujemy o 7. O 9:00 śniadanie w Bidzie. O 12 jesteśmy w Hrebennem.
Kolejka. My boczkiem i pertraktacje z żołnierzykiem, bo nie wolno.
Jednak jego szef nie widzi problemu i po 10 min Ukraina wita nas.
Jedziemy na Zółkiew. Asfalt jakiś czas temu sfrezowany i wyślizgany,
niestety dziury nie zalane. Jedziemy w żółwim tempie. Robimy sobie postój. W oczach Andrzeja widzę, że gotów jest zakończyć wizytę ale gra
twardziela. Krótka sesja zdjęciowa w Zółkwi i w drogę. Za miastem
niespodzianka, świeży równy asfalt. We Lwowie główne ulice mają równą
nową nawierzchnię. Przyśpieszyli przed euro.
Jesteśmy u celu.
Wiktor (gospodarz) zabiera nas samochodem do Lwowa. Ja siedzę na ławce i podziwiam lwowianki a oni zwiedzają.
Piatek 26.08
8 rano wyjazd w pierwsza trasę. Prowadzi Wiktor w środku Andrzej ja zamykam. Zadwórze - polskie termopile, Olesko - miejsce urodzenia Jana III
Sobieskiego, Podhorce - zwane tez wschodnim wersalem, Podkamień
-klasztor dominikanów, Poczajów - ławra prawosławna.
Główna szosa na Kijów ma nową nawierzchnię ale boczne to często masakra prędkość spada do 10 - 15 km/h.
Gorąco. Wracamy. Na kwaterze czeka drugi Andrzej z Warszawy, który dopiero do nas dołącza.
Pierwszy Andrzej obchodzi urodziny i znowu imprezka .
Sobota 27.08
Kierunek Karpaty. Drohobycz, Truskawiec i słynna naftusia. Po drodze
stajemy na obiad. W karcie pstrąg. Prosimy 4 x pstrąg a kelnerka - tu
macie wędki i sobie złapcie w tamtych stawach. Skończyło się niestety na
pierogach. Brak czasu. Po drodze małe moczonko. Do Mukaczewa dojeżdżamy
(już wysuszeni) późnym popołudniem. Ja tradycyjnie pilnuję moto i
udzielam wywiadów tubylcom a reszta biega i robi foto. Zmierzch dopada
nas na najwyższym punkcie drogi.
Nasi puszkarze to aniołki. Ci to
jeżdżą po kozacku, linia ciągła, prawy zakręt z górki a oni
wyprzedzają. Co kilkadziesiąt km zjeżdżamy by rozluźnić pośladki. Mimo
dobrego asfaltu droga nas bardzo zmęczyła i nawet piwo wieczorem słabo
szło.
Niedziela 28.08
W południe jedziemy na spotkanie z
rajdem katyńskim. Jest 74 mota + nasze 4. Łażenie po Starym Mieście.
Parada po Lwowie w asyście milicji (Łyczaków, stadion Dynama i mecz
Polacy - Ukraińcy 1:4 ). Dopatrzyłem się jednej 2000 i jednej 800.
Wieczorem jak zwykle Polaków wieczorne rozmowy.
Poniedziałek 29.08
Po drodze odwiedzam znajomych i o 12:00 jesteśmy na granicy w Korczowej.
Granica pusta, brak "mrówek". Okazuje się, że to zasługa psa szkolonego
do wykrywania papierosów. Na granicy spotykamy celnika motocyklistę.
Odprawa 5 min a gadanie o moto 30 min. Jak dobrze jechać po naszych
drogach. Z Korczowej ja + Płock skręcamy na Lubaczów a "Warszawa" jedzie
na Rzeszów. Tradycyjnie obiad w Bidzie. W domu jestem o 19:00, Warszawa o
20:00, Płock zmoczony o 22:00.
Przejechaliśmy 1200 mil, zużycie paliwa 4,8 - 5,0 l/100 km.
Więcej zdjęć w GALERII